To jest wyrób medyczny. Używaj go zgodnie z instrukcją użytkowania lub etykietą. |
15 lipca mogliśmy obejrzeć finałowe spotkanie rosyjskiego mundialu. Cały turniej – bez wątpienia – obfitował w emocje, które potęgowały piękne bramki i całkiem spora liczba „niespodzianek”. Wbrew wynikom, miliony kibiców z całego świata wspierało przed telewizorami swe reprezentacje, w głębi serca zazdroszcząc widzom zasiadającym na stadionach w Moskwie, Soczi czy choćby Petersburgu. Czy jednak nie wyszli na tym lepiej?
A może jednak zostać w domu…
Jeżeli spojrzymy z perspektywy dobra naszego słuchu to oddawanie się piłkarskiej gorączce w domu jest znacznie lepszym rozwiązaniem. Wizycie na stadionie towarzyszy bowiem bliskie spotkanie z potężną falą hałasu. Okrzyki pochodzące z kilkudziesięciu tysięcy podekscytowanych gardeł, oklaski, gwizdy, odgłosy trąbek i bębenków… To prawdziwa kumulacja!
Liczy się czas
Ocenia się, że natężenie panującego na stadionie dźwięku oscyluje w okolicach 88 decybeli. W takich warunkach czas ekspozycji powinien być niższy niż 4 godziny. Jest to bardzo ważne, ponieważ przekroczenie tej granicy grozi nawet trwałym ubytkiem słuchu!
Ktoś mógłby rzec, że nie ma się czym martwić – mecz trwa przecież 90 minut. Dodajmy do tego jednak: hymny reprezentacji, czas doliczony przez arbitra, przerwę między połowami, wcześniejsze wejście i późniejsze opuszczenie trybun, jak również dogrywki i rzuty karne, których przecież w Rosji nie brakowało.
Zapomnieć nie można również o kumulatywności skutków hałasu, przejawiającej się zmaksymalizowaniem ryzyka wśród zwolenników częstego kibicowania na żywo.
Aktywne „stadionowanie” to nie tylko świetna zabawa, ale także i nieodzowny element futbolowej otoczki. Nie można jednak dopuścić do tego, aby miłość do sportu przysłoniła zdrowy rozsądek. Jego brak wiąże się przecież z niezwykle poważnymi konsekwencjami – niedosłuchem, szumami usznymi czy dźwiękową nadwrażliwością. Udając się na stadion, pamiętajmy więc o umiarze oraz wyposażeniu się w ochronniki słuchu.